ŚW. RODZINA I ŚW. JÓZEF

ŚW. RODZINA I ŚW. JÓZEF

ANIOŁOWIE

ANIOŁOWIE

ŚWIĘCI

ŚWIĘCI

CUDA W OGRODZIE

CUDA W OGRODZIE

FRUCZAK GOŁĄBEK I ZAPYLACZE W OREGANO

FRUCZAK GOŁĄBEK I ZAPYLACZE W OREGANO

Popatrzcie na tego niezwykłego motyla, którego złapałyśmy na gorącym uczynku na naszym dziedzińcu. Wygląda jak mały koliber. Nazywa się fruczak gołąbek.

I jeszcze jedno. Tego pięknego lata, które właśnie się skończyło było u nas mnóstwo zapylaczy. Szczególnie przyciągało je kwitnące oregano. Niezbyt dobrze widać, ale aż huczy kępa tego zioła od pracowitych bzyczących owadów.

Ostatnio nawet nasz dom stał się ulem. Pszczoły zamieszkały w szczelinie przy krokwi dachowej i wyraźnie zamierzają zostać na zimę. Chyba im pozwolimy …

MAMY TRAKTOR

MAMY TRAKTOR

No i zdarzył się cud!

Niewyobrażalne zupełnie, że to się wydarzyło! Dzielimy się z Wami naszą radością, abyśmy wszyscy mogli za to Bogu dziękować.

Najpierw był kłopot z koszeniem i odśnieżaniem, bo nasz wysłużony traktorek nie dawał wciąż rady i zwykłym jego stanem stała się awaria. Pisałyśmy o tym w ubiegłorocznej kronice do Was na Boże Narodzenie.

Podjęłyśmy decyzję, że prosimy Pana o nowy traktorek. Ustaliłyśmy, że pierwszą rzeczą, którą w tym kierunku poza modlitwą uczynimy, będzie zdobycie wiedzy, czego dokładnie szukamy, jakie parametry powinien mieć traktor i sprzęty, które są nam najbardziej potrzebne, tzn. kosiarka do nieużytków i pług do odśnieżania.

 

Kiedy już po paru miesiącach te dane zgromadziłyśmy oraz wspólnie zdecydowałyśmy się na konkretny model, pojawił się w kole nieznany nam wcześniej człowiek.

 

Zaczął pytać, czego potrzebujemy. Gdy przełożona w opowieści o naszych potrzebach koncentrowała się na budowie, sam zapytał o traktor. Od słowa do słowa obiecał na koniec, że nam go kupi.

Długo nie mogłyśmy uwierzyć, że to nie żart. Popatrzcie jednak sami! To się naprawdę wydarzyło. W sierpniu po raz pierwszy same skosiłyśmy naszą łąkę kosiarką bijakową.

A przy tej okazji wielkie dzięki dla naszych przyjaciół z Suchej Huty, którzy dają nam wielkie wsparcie techniczne w naszych zmaganiach z nowym sprzętem! Jesteśmy w kwestii obsługi maszyn rolniczych nowicjuszkami.

Na początki września O. Łukasz, karmelita bosy z Drzewiny, poświęcił traktor, co widać powyżej.

HISTORIA W OBRAZACH

PEJZAŻE SUCHOHUCKIE

JAK ROZPOCZĄĆ FORMACJĘ?

admin

rozeznawania powołania

Jesteśmy otwarte na kontakt z osobami, które szukają swojej drogi i miejsca w Kościele. Można skontaktować się z nami: 

 

Listownie: Siostry Karmelitanki Bose; ul. Świętokrzyska 26, Sucha Huta; 83-041 Mierzeszyn 

Pocztą e-mail: karmelsuchahuta@wiara.pl


Telefonicznie: 660 283 333

ETAPYT FORMACJI

ETAPYT FORMACJI

formacja czyli sztuka życia

Terminem „nowicjat” określam znaczną przestrzeń czasu i doświadczeń: okres oswajania się z wybranym klasztorem (tzw. „bycie na furcie”), aspiranturę, postulat, dwuletni nowicjat (w ścisłym tego słowa znaczeniu) oraz okres ślubów czasowych (trzy lata). Pobyt „na furcie” ma na celu pierwsze, wzajemne poznanie się: zgłaszająca się kandydatka może – głównie poprzez spotykającą się z nią Mistrzynię Nowicjatu – nieco poznać styl i oczekiwania danej wspólnoty. Nade wszystko ma szansę na pierwszą konfrontację z własnymi motywacjami ewentualnego wstąpienia. Pamiętam, że w owym czasie posiadałam różno-różniste przekonania (o silnym poczuciu pewności) odnośnie tego „jak jest w Karmelu”; jeśli przekonania te ucieleśniłyby się, miałyby siedem głów ziejących ogniem, z piętnaście ogonów zaopatrzonych w ostre kolce, groźne oczy i wieeelkieee zęby…, np. „Siostry nie chodzą do dentysty” (w rzeczywistości: chodzą); „Siostry bardzo marzną, mało jedzą, zwłaszcza nie jedzą nic słodkiego” (jest im ciepło, są najedzone, dostają słodycze) – generalnie byłam przekonana, że: „W klasztorze jest zimno, ponuro, nic tylko asceza, łzy, pot i pokuta”, a sama oczywiście jestem (prawie) święta, bo heroicznie chcę to wszystko podjąć. 

aspirantura

Zwykle trwająca trzy miesiące, to kolejny etap wzajemnego poznawania się, tym razem „po tej samej stronie barykady”, tzn. kandydatka mieszka wraz z siostrami, zachowując rytm dnia i zwyczaje danej wspólnoty. To etap, w którym można przekonać się w praktyce, na ile jest się w stanie sprostać wielorakim wymogom życia zakonnego. Moje doświadczenie sprawiło, że tak bardzo chciałam „zostać w Karmelu”, że wytężyłam całe swoje siły by sprostać wszystkim i wszystkiemu. Dość szybko przekonałam się że – przy wytężeniu woli i represjonowaniu wielu uczuć – może mi się to udać przez trzy miesiące, ale w tym stylu na pewno nie dam rady przez całe życie. Karmel okazał się dla mnie miejscem, gdzie muszę odzyskać realny obraz siebie i swoich możliwości – zarówno w skali „co mogę” jak i w skali „czego nie przeskoczę”. Bardzo trudnym momentem aspirantury była dla mnie konieczność opuszczenia klasztoru na około miesiąc. Wyjście z klasztoru po aspiranturze jest obowiązkowe, w tym czasie obydwie strony, tj. wspólnota i kandydatka, potwierdzają (lub nie) gotowość dalszej współpracy. 

postulat

W przypadku obopólnej chęci – rozpoczyna się postulat. Postulat zwykle trwa około jednego roku i jest kolejnym etapem zapoznawczo-przygotowawczym. W „moim” postulacie jeszcze sporo rzeczy udawało mi się zrobić „na siłę i na ambicję”, żeby przypodobać się siostrom (a głównie sobie!). Jednak pewne potrzeby i biedy stawały się dla mnie coraz bardziej widoczne (bo dla sióstr formatorek raczej były widoczne wcześniej). To był dobry czas stawania w prawdzie o sobie, swojej historii życia, motywacji wstąpienia. Na około dwa miesiące przed końcem postulatu pisze się podanie do kapituły klasztoru z prośbą o przyjęcie do nowicjatu (albo rozeznaje się „nie-pisanie” prośby i wówczas następuje rozstanie ze wspólnotą). 

nowicjat

Zwykle dwuletni – rozpoczyna się obrzędem obłóczyn (otrzymania habitu) oraz nadaniem nowego imienia (wraz z tytulacją). W moim doświadczeniu habit i imię zmieniło coś istotnego – sprawiło jakby nową jakość w przestrzeni życia. Niby wszystko jest „po staremu”, a jednak nie jest… Nadal uczę się poznawać samą siebie, także w kontekście życia zakonnego. Akceptacji, że moje bycie we wspólnocie (i chęć kontynuacji) nie musi wynikać z wielkich i wyłącznie świętych motywacji – nie musi i nie wynika. Zamiast „umierać dla Jezusa” (tudzież innych osób i instytucji) uczę się raczej żyć dla Jezusa. To ŻYCIE okazuje się trudną sztuką, jako że w swojej wcześniejszej historii często biernie akceptowałam to, czego nie mogłam lub nie umiałam zmienić, a co w efekcie bardziej przypominało stan śmierci niż życia. To proces, który uczy mnie rozumieć słowa: Najchętniej więc będę się chlubił z moich słabości, aby zamieszkała we mnie moc Chrystusa (2 Kor 12,9). Wcześniej rozumiałam ten tekst mniej więcej tak: najchętniej będę czerpała swoją wartość z cech, które sama uznam za pożądane. Jednak nie będę się nimi jawnie chwalić, żeby nie uznano mnie za pyszną (choć z ukrycia będę chętnie epatować nimi otoczenie); raczej umniejszę je, a ostatecznie powiem „skromnie”, że to dar Jezusa. W ten sposób będzie mnie można uznać za osobę pokorną, prowadzącą głębokie życie duchowe. Dzisiaj natomiast, wspomniany tekst z Drugiego Listu do Koryntian podpowiada mi coś innego: w wielkim trudzie, przy pomocy towarzyszących mi osób, spróbuję zaakceptować cechy, których w sobie naprawdę nie lubię. Bo nie mogę zaprzeczyć (choć zaprzeczam w ramach autoagresji), że poprzez te „miejsca” we mnie poznaję czym jest miłość Jezusa, która porusza moje serce.

nowicjuszka