OBŁÓCZYNY

OBŁÓCZYNY

I oto rozpoczął się w naszym chórze zakonnym obrzęd obłóczyn wewnętrznych. Jego „wewnętrzność” polega na tym, że odbywa się w gronie samej Wspólnoty, nie towarzyszy mu ani ksiądz, ani goście. Przewodniczy mu Przeorysza.

Jest to intymne wydarzenie, w uprzywilejowany sposób dla Siostry otrzymującej habit, jednak w dużej mierze dla całej Wspólnoty. Chociaż wszystko odbywa się zgodnie z ustaloną ceremonią, poszczególne formuły, gesty i słowa nabierają indywidualnego, osobistego charakteru. Za każdym razem jest to żywy dialog, realnie coś ustanawiający i zmieniający w rzeczywistości. To nie jest teatr pary aktorów i kilku widzów.

W trakcie ceremonii nasza Przełożona pytała Siostrę: Najdroższa córko, o co nas prosisz? Każde ze słów jest tu znaczące. Przełożona zwraca się do kogoś, kto jest ważny dla Wspólnoty. Nie jest to kolejna „sztuka na liście obecności” lecz konkretna osoba, wnosząca swoje obdarowania (i obciążenia). Jest dla Wspólnoty cenna taka jaka jest. Szczególnie w relacji wobec formatorek pozostaje w pewien sposób córką, kimś młodszym, zaproszonym do procesu wychowania i wzrostu. Nie da się tego uniknąć w najbardziej siostrzanej i demokratycznej Wspólnocie. Nie jest to przejaw pomniejszania (czy poniżania), lecz ważny (i normalny) etap zakonnego dojrzewania. Za kilka lat, „córka” stanie się „siostrą” w pełnoprawnym i partnerskim znaczeniu tego słowa.

Bohaterka obłóczyn prosi nas, całą Wspólnotę. Chociaż zajmują się nią głównie Mistrzyni Nowicjatu oraz Przełożona, to każda z wieczystych profesek musi osobiście ustosunkować się do tej prośby (realnie dzieje się to dwa miesiące wcześniej, podczas Kapituły), w konsekwencji – każda ponosi odpowiedzialność za udzieloną zgodę i wyraża gotowość uczestniczenia w radościach i trudach wzrastania nowej osoby w zakonnym środowisku.

Prośba oblekanej Siostry dotyczy dopuszczenia do karmelitańskiego sposobu życia i jego uczenia. Ów sposób życia ma wymiar – nazwijmy go – uniwersalny, wspólny dla całego Karmelu jak i wymiar specyficzny dla konkretnej, karmelitańskiej wspólnoty. W całym Karmelu uczymy się naśladować Chrystusa, żyć według rad ewangelicznych (czystości, ubóstwa i posłuszeństwa), dążymy do zjednoczenia z Bogiem… Jednak w każdej ze wspólnot dokonuje się to w nieco inny, niepowtarzalny sposób, decydujący o klimacie danego domu, stający się jego znakiem rozpoznawczym. Obydwu wymiarów potrzeba się nauczyć. Siostra, która składa prośbę, w pewnym stopniu wie już, czego może się spodziewać, wie o co prosi. Przeszła już kilka etapów formacji (pobyt na furcie, aspiranturę, postulat), co w sumie zajęło jej ponad dwa lata. Ciągle jednak sporo będzie do odkrycia… Siostra prosi także wszystkie siostry o wspieranie jej na tej drodze, o uczenie praw siostrzanej miłości.

W czasie ceremonii, Siostra otrzymuje pełny habit naszego Zakonu (tunikę, pas, różaniec, welon, tokę, szkaplerz, welon komunijny, płaszcz). Dary te symbolizują konkretną rzeczywistość, która przywoływana jest w czasie poszczególnych modlitw, np. szkaplerz przyjmuje się jako rękojmie opieki i miłości Maryi i jako znak tajemnicy, która ma się [w siostrze] dokonać.

Na koniec ceremonii, Przełożona ogłasza imię, które odtąd Siostra będzie nosić. Doświadczamy, że imię to naprawdę ma znaczenie, staje się proroctwem dla danej osoby. Jest ontycznie z nią związane, tak iż nadanie go nie wiąże się z „wymyślaniem” lecz z odkryciem tego, co jest. Żeby jednak nie ulecieć zbyt wysoko na fali mistycznych dywagacji, z nowym imieniem wiążą się wspólnotowe rozrywki. Nie mają one miejsca w czasie samej ceremonii (o klimacie poważnym i wzruszającym), lecz toczą się przez kilka wcześniejszych tygodni. Wspólnota zgaduje jak mogłaby nazywać się kolejna siostra i „na wesoło” zgłasza swoje propozycje, np. s. Brunchilda od Zdrowej Żywności. Im dziwaczniejsze, tym lepsze. Fakty są takie, że poza oblekaną Siostrą, Przełożoną oraz Mistrzynią Nowicjatu nikt nie zna prawdziwego imienia do czasu ogłoszeniago w czasie wewnętrznych obłóczyn.

Po obłóczynowej ceremonii miałyśmy wspólną kolację, był to czas świętowania, przeżywania wspólnej radości, dzielenia się przeżyciami, słuchania „nowej” Siostry.

Następnego dnia przed południem miały miejsce tzw. obłóczyny zewnętrzne, dokonujące się w obecności osób z zewnątrz. Ogniskują się wokół mszy św. obłóczynowej. W naszym przypadku przewodniczył jej o. Piotr, karmelita bosy, Delegat Ojca Prowincjała. Obecni byli zaproszeni goście – najbliższa rodzina „nowej” Siostry. W czasie mszy przeprowadziłyśmy tradycyjny obrzęd sypania płatków kwiatów na „nową” Siostrę. Siostra położyła się krzyżem pośrodku chóru, była przykryta welonem i płaszczem. Wspólnota śpiewała O Stworzycielu Duchu przyjdź, a Przełożona sypała płatki. Był to kolejny ważny moment – symbol złożenia w grobie (kwiaty symbolizują grudy ziemi, a płaszcz zakonny staje się całunem); to symboliczne oddanie faktu, że Siostra odchodzi ze świata, pragnąc żyć z Bogiem. I zarazem jest to symbol zmartwychwstania – Siostra podnosi się z ziemi, wstaje, idzie do Wspólnoty, ściska każdą ze swoich sióstr, płatki kwiatów stają się znakiem zakwitającego życia.

Staramy się, aby świętowanie obłóczyn (tak w wymiarze wewnątrz Wspólnoty jak i wśród gości) miało charakter radosny lecz dość skromny. Z istoty swojej jest to cicha uroczystość, stanowiąca preludium do wydarzeń bardziej znamiennych: składania ślubów czasowych, aż wreszcie – złożenia profesji wieczystej. (A po profesji wieczystej okazuje się, że to ona była dopiero wstępem do realnego życia zakonnego. Tak więc z czasem zaciera się różnica pomiędzy początkującymi a zaawansowanymi).

 

EGZAMIN DOJRZAŁOŚCI

EGZAMIN DOJRZAŁOŚCI

Człowiek nie może odnaleźć się w pełni inaczej, jak tylko poprzez bezinteresowny dar z siebie samego (Gaudium et spes, 24). Ale jeśli nawet udział poszczególnej osoby we wspólnocie, nie zasługuje na to, żeby powiedzieć o niej „umie żyć dla drugich” – nawet wówczas jest prawdą, że ta osoba jest w tej wspólnocie i dla tej wspólnoty ważna ze względu na to, że jest – i kim jest. Chociaż wówczas ujawnia się to przede wszystkim poprzez cierpienie (por. A. Froissard, Rozmowy z Janem Pawłem II).

Kiedy stajemy wobec osoby trudnej, inaczej myślącej zdajemy egzamin duchowej dojrzałości. Nie jest to egzamin łatwy. Różnica zdań, inny sposób myślenia, może czasem i upór drugiej strony wyprowadza nas z równowagi. Doświadczamy pokusy wycofania się i zamknięcia na dialog, bądź zaatakowania. Jednak unikanie dialogu, niepodejmowanie wysiłku w dialogu zubaża nas – rozwijamy się słabo, tracimy smak życia. We wszystkich bowiem trudnych sytuacjach, w których doświadczamy różnicy zdań, czyli jakiejś „próby” dialogu – chodzi nie tylko o zdanie egzaminu z wiedzy, inteligencji, spostrzegawczości – chodzi równocześnie o egzamin z miłości do człowieka.

Różnica zdań, odmienność przekonań nigdy nie zwalnia nas z egzaminu z miłości do człowieka. Kiedy napotykamy różnicę zdań, inny sposób myślenia powinno nas to mobilizować do lepszego przedstawienia swojego zdania, do pogłębienia wiedzy, aby w sposób prostszy i bardziej zrozumiały dla odbiorcy wyrazić siebie. Jeśli uda się nam w taki sposób popatrzyć na trudny dialog odkrywamy, że on rzeczywiście służy pogłębieniu, mobilizuje, ugruntowuje w nas dojrzałość przekonań i motywacji, i dla nas samych jest darem. Jeżeli natomiast wchodzimy w postawę zamknięcia lub agresji niestety pozbawiamy się tego dobra. Stąd może się w nas rodzić przygnębienie, zniechęcenie, utrata smaku życia. W godności osoby jest głęboko zakorzenione pragnienie zdawania – a nie oblewania – egzaminu z miłości do człowieka, bo to MIŁOŚĆ OŻYWIA OSOBĘ! W dialogu możemy nie zdać egzaminu z wiedzy, inteligencji, sprytu, ale zdać egzamin z miłości – i to napełnia pocieszeniem. Możemy też zdać egzamin z wiedzy, inteligencji, sprytu, ale nie zdać egzaminu z miłości – i to daje do myślenia.

Powodowani pragnieniem dialogu, ożywionego jedynie umiłowaniem prawdy (…) nie wykluczamy z niego nikogo, ani tych, którzy rozwijając wspaniałe przymioty umysłu ludzkiego, nie uznają jeszcze jego Twórcy, ani tych, którzy przeciwstawiają się Kościołowi i prześladują go w różny sposób. Ponieważ Bóg Ojciec jest początkiem i celem wszystkich ludzi, wszyscy jesteśmy powołani, aby być braćmi. I dlatego na podstawie tego samego powołania ludzkiego i Bożego możemy i powinniśmy bez gwałtu, bez podstępu, w prawdziwym pokoju współpracować ze sobą nad budową świata (Gaudium et spes, 92; podkrl. własne).