SŁOWO BOŻE I KARMEL SŁOWA

W GODZINIE KORONAWIRUSA

Kiedy piszę ten tekst krzywa pokazująca liczbę zachorowań na koronawirusa wciąż idzie ku górze i wiele osób siedzi zamkniętych w czterech ścianach. Niektórzy wiodą w tym dziwnym czasie, który się nam przydarza, żywot pustelników. Inni zaś żyją bardziej, jak my na co dzień, w rodzinnej klauzurze w domach, w których funkcje aprowizacyjne pełni któreś z rodziców. Pandemia sprawiła przymusowe podobieństwo zewnętrznej formy życia, prowokuje podobne zmagania i napięcia. Zbliża nas do Was, usuwając powierzchowne różnice. To dogodny, choć trudny moment do napisania tego krótkiego tekstu o tym, co Karmel Słowa Bożego chce powiedzieć Wam o tym Słowie. Kiedy bardzo ograniczony jest dostęp do Eucharystii i wierzący czują wyraźnie głód Ciała i Krwi Pańskiej, to Słowo Boże może stać się uprzywilejowanym, bo dostępnym zawsze miejscem spotkania z Bogiem.

Słowo Boże, to z Biblii, dociera najczęściej we wspólnocie Kościoła poprzez czytania liturgiczne z dnia, w ten sposób wypełniając sobą nasze dni, karmiąc modlitwę, krążąc w naszej świadomości na podobieństwo krwi krążącej w naszym ciele.


Ale to samo Słowo – jak pisze o tym św. Jan Ewangelista w Prologu do swojej Ewangelii – jest odwiecznym Logosem, Słowem Boga, przez które wszystko się stało i w którym wszystko istnieje, czyli – można napisać – w którym wszystko staje się tu i teraz. Ten Logos chciał stać się ciałem, człowiekiem. Wkroczył w ludzkie ciało i ludzką historię. Wkracza także w moją historię!


Rzeczywistość Słowa Bożego łamie, przekracza, potoczne kategorie naszego myślenia. Słowo to Bóg, Słowo to Człowiek – Jezus Chrystus, w Słowie-Bogu wszystko istnieje, nic nie wydarza się poza Nim i jednocześnie Słowo zechciało dać się poznać w tekście Biblii, najpierw Starego potem Nowego Testamentu. To Ono daje się spożywać jako materia chleba i wina! Mówi o sobie, że jest naszą Drogą, Prawdą i Życiem. Słowo jest wszędzie! Przez wszystko się przejawia, we wszystkim mówi… Zamieszkuje moje tu i teraz, wewnątrz mnie samej i wypełniając Sobą wszystko poza mną, choć jednocześnie przekracza to wszystko.


Co my, karmelitanki bose, żyjące zamknięte za kratkami dla dobra reszty społeczeństwa – jak lubię mówić o nas, trochę żartując, a trochę mówiąc poważnie – chciałybyśmy powiedzieć o Słowie Bożym Wam wszystkim?


Przede wszystkim, że warto Go słuchać. Słuchać w tekście biblijnym, może traktować czytania przeznaczone na dany dzień, jak chleb, który podaje nam na dziś Kościół. Nie na darmo Sobór mówi o „stole Słowa Bożego”. Małe, codzienne Słowo Boga do mnie jak porcja chleba na ten konkretny dzień.


Słucha się go medytując Słowo w Jego osobowej obecności. I bardziej chodzi tu o bycie przed Nim, niż o myślenie o Nim. Bardziej o kołysanie w sobie Jego treści, niż o analizowanie jej. Przypomina mi się w tym miejscu fragment z Listu do Hebrajczyków: Żywe bowiem jest słowo Boże, skuteczne i ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny, przenikające aż do rozdzielenia duszy i ducha, stawów i szpiku, zdolne osądzić pragnienia i myśli serca. Nie ma stworzenia, które by było przed Nim niewidzialne, przeciwnie, wszystko odkryte i odsłonięte jest przed oczami Tego, któremu musimy zdać rachunek. (Hbr 4,12-13)


Pozwolić Bogu patrzeć na siebie. Pozwolić Słowu, aby przenikało moje serce, moje wybory, moją rzeczywistość. Pozwolić Mu, aby mnie oglądał w mojej „nagości”, bezbronności, bez masek, dokładnie taką, jaką jestem. On mnie taką widzi. Kiedy ja mu na to pozwalam, wyznaję wiarę, że On kocha mnie taką, jaką jestem, że kocha bezwarunkowo. Wyznaję wtedy wiarę, że widzi mnie we wszystkim, co robię, we wszystkich wydarzeniach, w których uczestniczę. To może nie być łatwe, bo na pierwszy plan wysuwa się zawsze to, co mnie od Niego oddziela. I zdaje się zakłócać spotkanie. A może i otwiera się niespodziewanie mój lęk, że zostanę odrzucona? Przecież w tekście z Listu do Hebrajczyków mowa jest o sądzie! Może mam ochotę uciekać przed Jego spojrzeniem?


Czy jednak właśnie w tym miejscu nie potrzebuję Jego spojrzenia najbardziej? Czy nie potrzebuję, aby Słowo mnie obmyło, aby mnie tam spotkało i przyjęło? Warto wejść razem z Nim w te przestrzenie we mnie, aby doświadczać Jego miłosiernej miłości, a jednocześnie urealniać obraz samego siebie; nade wszystko zaś, aby smakować pokoju, który koi serce w tej Jego akceptującej, przebaczającej miłości. Jestem przekonana, że taki jest ten Jego sąd… Jest to sąd bezwarunkowej miłości. Niestety mamy jednak w sobie zdolność, żeby ją odrzucić, zwłaszcza kiedy nie godzimy się uznawać siebie takimi, jakimi naprawdę jesteśmy.


Chciałybyśmy więc każdemu i każdej z Was powiedzieć, że chcemy być blisko. Chciałybyśmy zaświadczyć, że jesteście mieszkaniem Słowa. Jesteśmy wszyscy tajemniczo połączeni w Jezusie, jesteśmy razem Jego Ciałem.


Wybierając klauzurę, chronimy bardziej naszą zdolność do trwania przy żywym Słowie w opisany wcześniej sposób niż oddzielenie. Zdaje się, że izolacja związana z koronawirusem może się okazać pomocna dla zrozumienia naszego wyboru. Otrzymujemy bowiem wiele sygnałów, że przymusowa redukcja części życiowego pędu i zaabsorbowania oraz utrata kontroli, sprzyjają bardzo modlitwie i – paradoksalnie – spotkaniu z bliskimi i ze sobą, dostrzeżeniu, co naprawdę się liczy. Boć modlitwa to też w końcu nic innego jak spotkanie…


Tekst powstał dla franciszkańskiego kwartalnika „Wypłyń na głębię”