I JESZCZE O MAŁYM KSIĘCIU

I JESZCZE O MAŁYM KSIĘCIU

Mały Książę i dziecię Jezus

Dlaczego Bóg stał się człowiekiem?

To pytanie zajmowało najtęższe umysły teologiczne i jest tak do dziś. Można i trzeba je postawić bardzo osobiście: dlaczego Bóg stał się człowiekiem dla mnie? Albo raczej: po co, w jakim celu Bóg stał się człowiekiem dla mnie.

Powiastka filozoficzna Antoine de Saint- Exupery’ego „Mały Książę” jest symboliczna, metaforyczna i posiada przesłanie, które można odczytać na wielu płaszczyznach, również duchowej. Ośmielę się powiedzieć: chrystologicznej, ponieważ nic, co dotyczy człowieka, nie jest obce Bogu, który stał się człowiekiem w Jezusie Chrystusie. Takie odczytanie może być inspirujące – było takim dla mnie.

Mały Książę jest dzieckiem – ma oczy dziecka, dziecięcy słuch i wyobraźnię, dziecięcą wrażliwość, dziecięcą duszę. Jest na progu życia, doświadczenia świata, ludzi, relacji z nimi, a także samego siebie w odniesieniu do tego wszystkiego, co na zewnątrz. Wszystko jest świeże, nowe, wydarza się „pierwszy raz” i budzi zdumienie, zadziwienie, pozwala na zdobywanie doświadczeń, które są troskliwie składane w dziecięcym sercu. Każdy z nas takim był. Każdy z nas, będąc dziś dorosłym nosi w sobie dziecięcą ojczyznę pierwszych zadziwień i pierwszych doświadczeń, z których snuła się potem nić naszego życia. I być może to, co w nas najlepsze, najtrwalsze i najowocniejsze, jest zasadzone właśnie na tym gruncie, choć teraz jest on pokryty kurzem lat i zebranych doświadczeń.

Bóg, który przyszedł na ziemię, przyszedł jako dziecko. Narodził się z Maryi Dziewicy, był niemowlęciem. Jak pisał o tym Charles Peguy, wkładając w usta Boga Ojca:

„mój Syn bywał czułym niemowlęciem; dziecięctwem, pączkiem, obietnicą, zobowiązaniem; zarysem; źródłem; początkiem odkupiciela; nadzieją na zbawienie, nadzieją na odkupienie”.

Poddał się prawom ludzkiego wzrostu jako dziecko i zakosztował świata swoją dziecięcą duszą. Jezus zbawił nas przez swoje święte człowieczeństwo, a więc i swoje dziecięctwo. Dlatego wsłuchując się w metafory zawarte w „Małym Księciu” odnajdziemy ślady, które mogą nas poprowadzić w głąb naszego pytania. Dlaczego, po co Bóg stał się człowiekiem dla mnie? Proponuję trzy ślady.

Szukam przyjaciela

Spotkanie Małego Księcia z Pilotem na pustyni jest tajemnicze i nagłe. Mały Książę „spada z nieba” – wyrusza w podróż, przekracza bezpieczną przestrzeń bycia u siebie. Przybywa ze „swojej planety”, którą nosi w sercu i której obecność i klimat stanowi dla niego punkt odniesienia. Każda osoba jest dla niego „inną planetą” i niestety, okazuje się zamkniętą w sobie, nastawioną na potwierdzanie siebie i niedostępną w spotkaniu: Król – w każdej napotkanej osobie widzi poddanego… Próżny – wielbiciela… Geograf – badacza… Podobnie Jezus, wyrusza ze swojej ojczyzny, jaką jest Trójca – Miłość i szuka osoby… Jest Całkowicie Inny i tylko w ten sposób może być spotkany.

Na Ziemi znajduje Pilota, który otwiera się na spotkanie z Małym Księciem. Dlaczego? Jak to możliwe? Otóż Pilot znalazł się w szczególnie trudnej sytuacji – jego życie i rola życiowa „nie funkcjonują” – samolot jest zepsuty, nie daje się naprawić; wylądował na pustyni, kończy mu się zapas wody i żywności. Znikąd pomocy, żadnej perspektywy. Klęska, nieprzewidziana życiowa pauza, impas, kryzys. Właśnie to stanowi szczelinę, właśnie ta kruchość otwiera na coś nowego. Na ryzyko przygody, jaką jest spotkanie z Drugim – z Małym Księciem. Co daje mu to spotkanie? Czy Mały Książę ułatwia mu życie, daje ulgę w trudnościach, naprawia to, co nie funkcjonuje? Bynajmniej. Najpierw staje się intrygującą obecnością, nawet nieco kłopotliwą wobec „poważnych problemów” – zajmuje czas i uwagę, odciąga od nich. Jednak jego opowieści zaczynają budzić coś, co daje inne pokrzepienie. Jego sposób myślenia otwiera przestrzeń, jakiej wcześniej nie można było odczuć i poznać. „To, co upiększa dom, gwiazdy, pustynię, jest niewidzialne… Szukać należy sercem…”.

Bóg stał się Emmanuelem – Bogiem z nami – nie po to, aby coś zmienić, ale po to , aby dać nam swoją obecność i towarzyszyć nam, podzielić się swoim istnieniem, sposobem myślenia, widzenia, odczuwania, kochania… Nie naprawia za nas naszych zepsutych spraw i nie ujmuje trudu wędrówki, ale jest obecny, jest bliski, dzieli z nami wszystko. A to o wiele więcej. Wchodzi przez szczelinę naszej kruchości, niewystarczalności, kryzysu – taka mała szczelina wystarczy, ponieważ On jest pokorny i mały. Szuka nas. Szuka przyjaciela.

Stworzyć więzy

Potrzebny jest czas. Tylko w czasie można poznać, można oswoić to, co poznajemy, przybliżać się do siebie krok po kroku i „każdego dnia siadać trochę bliżej”. Aby w końcu to, co się oswoi stało się wyjątkowe, jedyne na świecie, niepowtarzalne, ponieważ właśnie temu oddaliśmy czas, uwagę, troskę, słuchanie. I istnieje nam tylko znany rytuał bycia dla siebie nawzajem, w którym milczenie, spojrzenie, gest, słowo brzmią na przemian w niepowtarzalnej melodii znaczeń, życia, miłości – i są pokarmem duszy.

Takie spotkanie, oswajanie, budowanie więzi z Całkowicie Innym – Bogiem, to modlitwa. Nie jest już abstrakcją, ale „ma ciało”, ponieważ nasz Przyjaciel Jezus stał się człowiekiem. Spotykamy Go właśnie w przestrzeni Jego człowieczeństwa. „Dobrze widzi się tylko sercem. Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu… ma dla ciebie tak wielkie znaczenie, ponieważ poświęciłeś temu wiele czasu… Stajesz się odpowiedzialny za to, co oswoiłeś… Oswoić znaczy stworzyć więzy…”

Pamiętać

Pamięć uobecnia to, co nieobecne. Przywołuje to, co minęło. Przechowuje w nas spojrzenia, gesty miłości. „To, co mnie wzrusza najmocniej w tym śpiącym królewiczu, to jego wierność dla kwiatu, to obraz róży, który świeci w nim jak płomień lampy nawet podczas snu…” To, czym żyjemy w naszym wnętrzu daje nam wielką siłę i radość albo też mocno przygniata i osłabia. Jeżeli jest to miłość, przyjaźń, jeżeli przechowujemy w sercu twarz i spojrzenie przyjaciela, dobre słowo, które ostatnio usłyszeliśmy, wzruszający obraz czułości ludzkiej lub piękna kwiatu – i tysiące tym podobnych rzeczy i spraw, to one poprowadzą nas do źródła, które daje odpoczynek, bo wszystkie wypłynęły właśnie z niego. Z Boga, który jest miłością, Boga, który stał się człowiekiem, aby przywrócić nam pamięć, wrażliwość, smak człowieczeństwa.

Pamiętanie jest też troszczeniem się. Aby piękno nie minęło bez zachwytu, okruch dobroci – bez wdzięczności, a gest miłości – bez wewnętrznego wzruszenia. W tym dusza umacnia się, czerpie pokarm i rozkwita. Ponieważ to, czego szukamy, za czym gonimy zmęczeni „może być ukryte w jednej róży lub w odrobinie wody… Woda, której dałeś mi się napić, była jak muzyka. Z powodu bloku i liny… Przypominasz sobie… była tak dobra.”

Każdego roku uobecniamy tajemnicę Dziecięctwa Jezusa, tego, że zaczął być człowiekiem. Uczynił to dla nas. Właśnie dla nas. Aby przywrócić nam wrażliwość, zdolność zadziwienia, radości, pamiętania o tym, co dobre i piękne, smak człowieczeństwa. Przyszedł obdarzyć nas przyjaźnią i więzią, włączyć nas, ludzi, w swoje Boskie życie.